
Dziennik Whitmana #3 – Zgarnij 30% rabatu na zestaw kości Szkoła Wilka!
Co tydzień pojawiać się będzie nowy wpis z dziennika Whitmana, a w nim ukryte hasło – kod rabatowy na zestaw kości – zawsze inny (zestaw kości, bo rabatem niezmiennie będzie 30%)! ;p Szukajcie a znajdziecie – kod jest jednym ze słów zawartych w dzisiejszym tekście! Bawcie się dobrze!
Ten kod ważny będzie do 10 listopada lub do wyczerpania zapasów.
Dodaj kostki do koszyka i wpisz kod podczas realizacji zamówienia.

22 Olarun 972
Miałem bardzo niespokojną noc. Dziwne sny, gorączka, zimne poty. Widziałem pustynię sięgającą horyzontu, rozpościerającą się niczym nieboskłon nad lazurowym morzem. Leciałem nad nią, obserwując, jak w przyspieszeniu cywilizacje powstawały i upadały. Widziałem nieskończenie wiele żywotów, które znikały sprzed moich oczu, jak ziarenka piasku rzucone na wietrze. Mimo tych wszystkich zmian, w przestrzeni unosiło się tylko jedno słowo, wyrwane z tysięcy gardeł – Anhktepot, Anhktepot, Anhktepot…
Do zrobienia: przejść się do biblioteki i poszukać informacji o nim. A właśnie. Jeszcze ten prestigator. To też.
Ojciec żyje, ciotka też. Chyba od tego powinienem był zacząć.
Nie rozmawiają ze mną o wydarzeniach z poprzedniej nocy, a mi ciężko zadać jakieś nietrywialne pytania, które skłonią ich do rozmowy. Wiem tylko, że widziałem jakieś kostki do gry. Zbudowane z oczu. I te oczy na mnie patrzyły. Nie wiem natomiast, czym była ta dziwna maź na ścianach, bo rano już zniknęła. Podejrzewam, że mogła tam wchodzić w grę jakaś magia, cholera, na pewno wchodziła. Ale ciotunia jest jebanym paladynem, personifikacją gniewu bogów, więc raczej nie tknęłaby niczego nieczystego. Zatem ojciec majstrował coś z mocami, które nie są stricte złe…
Moje poranne rozważania nie doprowadziły mnie do żadnego sensownego miejsca, dlatego stwierdziłem, że pora rozpocząć dedykowany trening. W końcu muszę być w topowej formie, jak już pojadę na szkolenie. Duma Sha, Walter Charles Whitman. Jedyny rekrut, który wspiął się w szeregach wojska, aby zająć zaszczytne miejsce wśród elitarnych wodzów naszego kraju. Już widzę te nagłówki w gazetach. Ale najpierw 10 kilometrów biegu.



Przypadkiem dotarłem do biblioteki przy wozowni. Wszedłem, sprawdziłem hasła i jedno się już wyjaśniło. Ale pan (chyba?) Anhktepot pozostaje enigmą. Trafiłem tylko na jedną wzmiankę o rejonach podobnych do tych ze snu, lecz opisywane były krainy Har’Akir. W każdym razie, warto zapamiętać tę nazwę, może przyda się później.
Trening bicza przebiegł pomyślnie, dwanaście na dwanaście celów ściągniętych, nie było nawet jednego pudła. To oznacza, że przed wyjazdem zdążę przeskoczyć na większy kaliber, albo nawet spróbować szans z łańcuchem. Dotychczas tylko raz widziałem, jak ktoś faktycznie go używał. Richard Brinley, zaklinacz byków. Facet ma już z 60 lat, ale trzyma się dobrze, jak 55-latek. Biega, wskakuje na zwierzęta, łapie je za rogi i potrafi samym spojrzeniem sprowadzić takiego do parteru. Łańcucha użył raz, jak zwierzęta z pobliskiej wsi uciekły i samce skierowały się na nasze pastwiska. Chłop stał pośrodku wykoszonego pola i raz za razem strzelał z kilkunastometrowego łańcucha zakończonego ostrym, cienkim szpikulcem. Dźwięk był absolutnie obłędny, mieszkańcy Sha stali jak zaczarowani, kiedy ten kręcił się w epicentrum zamieszania i strzelał raz za razem, odpędzając co natarczywsze zwierzęta. Jucha powoli kreśliła zarys okręgu pod jego stopami, a on niezmordowanie strzelał i strzelał, aż ostatni byk nie uciekł z powrotem. Widziałem później jego dłonie. Takiego widoku się nie zapomina.
Ciotka wyjechała. Znowu zostaliśmy sami z ojcem. Spróbuję go przycisnąć i dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi z naszą piwnicą. I dlaczego wciąż tak smutno na mnie patrzy. Choć czasem wydaje mi się, że jego wzrok nie skupia się na mnie, tylko przebija moją osobę i kończy się gdzieś dalej, w nieokreślonej przestrzeni. Wtedy wydaje się jeszcze bardziej nieobecny i przybity. Szkoda mi go.