Ładowanie…

Dziennik Whitmana #2 – Zgarnij 30% rabatu na zestaw kości Wodne Diabły!

Co tydzień pojawiać się będzie nowy wpis z dziennika Whitmana, a w nim ukryte hasło – kod rabatowy na zestaw kości – zawsze inny (zestaw kości, bo rabatem niezmiennie będzie 30%)! ;p Szukajcie a znajdziecie – kod jest jednym ze słów zawartych w dzisiejszym tekście! Bawcie się dobrze!
Ten kod ważny będzie do końca października lub do wyczerpania zapasów.
Dodaj kostki do koszyka i wpisz kod podczas realizacji zamówienia.


21 Olarun 972

Strasznie wczoraj zachlałem, paliłem fajkę do rana, scenariusz mi się urwał jak leżałem w oborze. Teraz mnie krzyż na…prawdę mocno boli. Śniło mi się, że trafiłem do jednego z oddziałów granicznych, które przemierzają tereny niczyje na latających fortecach i wysyłają desanty na terytorium wroga. Chydris, Valdarren, Ursa, Dejarn i A… Obudziłem się, zanim przeczytałem nazwę. Wydawała się być istotna. Ale, czego by nie mówić, pobudka miała też swoje plusy.

Absolutnie nie pamiętam, co się wydarzyło od wczorajszego wieczoru, natomiast obudziłem się obok Margaret. Powiedzieć, że odziana była skąpo, to jak nie powiedzieć nic. Obydwoje przykryci sianem, wymęczeni i przepoceni po nocy. A dziwne to, bo dopiero koniec zimy nadchodzi. Jak już obydwoje doszliśmy do siebie, to “zorganizowałem” nam jakieś ubrania (stara Dolores nie będzie mi miała tego za złe, mam nadzieję) i odprowadziłem moją lubą do domu. Patrzyła się na mnie tymi maślanymi ślepiami i ucałowała jeszcze na odejście, gratulując wczorajszego sukcesu. Taka kobieta to prawdziwy skarb.

Ojciec był mniej entuzjastyczny. Na początku nie powiedział nic. Patrzył się tylko na mnie długo i smutno, po czym mruknął, żebym zjadł śniadanie z ciotką, bo on znowu musiał coś sprawdzić. Nie zdążyłem nawet zareagować, a ten już zniknął w piwnicy. Ciekawe, co on tam robi całymi dniami sam. Nigdy nie pozwalał mi zaglądać na strych i do piwnicy, a kilka prób niesubordynacji obywatelskiej zakończyło się fiaskiem. Pozostało mi więc niewiele – cieszyć się obecnością ciotki i tym, że jest do kogo gębę otworzyć. Oczywiście ciepłe jedzenie to niezły bonus.

Wszystkie plotki ogarnięte. Przyznam, że nawet nie zauważyłem, jak dzień mi na tym minął. Ciocia faktycznie ma dar do gadania do i od rzeczy. Pewnie dlatego wybrała religijną drogę, łatwiej wśród kleru poruszać się erudytom. Pośród tych jej licznych opowieści z kraju i ze świata, wspomniała coś o pierwszych starciach z dziećmi wojny domu Canith. Bezwzględne maszyny do zabijania, które tabunami przykrywają nasze pozycje i pustoszą legiony magią.

Krew się we mnie zagotowała. Gdybym mógł, to pozbyłbym się wszystkich czarów z powierzchni tej ziemi. Tylko kłopoty przynoszą. To pewnie przez nie ojciec jest cały czas nieobecny. Widzę go później, jak wychodzi z piwnicy – rozedrgane członki, lekko naelektryzowane włosy, popiół na twarzy i palcach i bielmo na oczach. Paskudny widok.

Wojna mająca zjednoczyć cały Galifar, wykrwawia swoich synów i córki w każdym zakątku świata. I po co? Przecież wiadomo, że wygra technologia i taktyka. Że nasza determinacja przeważy…

Pozostaje jeszcze kwestia twierdzy “Argonth”. Duma naszej armii, najlepsi z najlepszych. Jest minimalna szansa, że się tam dostanę, ale może, tylko może, uda się tego dokonać. To byłoby spełnienie marzeń. Gdzie służyłeś weteranie? Na Argoncie. Już to słyszę, brzmi dumnie. Ten szacunek, ten podziw, ta wypłata…

Cała ta rodzina jest popieprzona. Wszystko ładnie, siedzimy, jemy, rozmawiamy, a tu nagle ojciec wbiega po schodach. Rzuca do Wanessy, że już czas, po czym ona zrywa się na równe nogi i biegnie za ojcem. Drzwi do piwnicy oczywiście zaraz zostają zatrzaśnięte, a ja siedzę jak ten debil i jem zupę.

Dom zatrząsł się w posadach. Usłyszałem tylko przeraźliwy skowyt i pobiegłem do drzwi piwnicznych. Fala uderzeniowa wyrzuciła je z zawiasów, więc pierwszy raz w swoim życiu mogłem zbadać dolną część domu. Wszędzie unosił się dym. Ojciec leżał w konwulsjach, ciotka też. Ściany pokryte były czymś ciemnym i gęstym. Tylko jedno miejsce pozostało nieskalane – rytualny krąg ze świec, w centrum którego leżała para kości do gry. Na obu widoczny był symbol oka. Możliwe, że miałem omamy, ale jedno chyba do mnie mrugnęło…